wtorek, 15 lipca 2014

Błąd #0000. Niezdolny do działania.

Ludzie popełniają w życiu błędy. Tak jest i jest to niezaprzeczalne. Niektórzy się do tych błędów przyznają, inni nie. Niektórzy nie są ich świadomi, lub przed świadomością ich popełniania uciekają. Jednak prawda pod tym względem jest jedna i niezmienna. Każdy popełnia błędy. Ja też. Świadomość taka może podnosić na duchu, bo przecież czym się przejmować, skoro reszta człowieczeństwa jest skonstruowana tak samo i też błędy popełnia, ale też może mocno podcinać skrzydła i zniechęcać do działania. Tak na prawdę, to którą z tych dróg postrzegania wybierzemy, zależy tylko i wyłącznie od nas samych. I to jest dość proste stwierdzenie. Wybór jednak zależy od bardzo wielu czynników z których składa się nasze postrzeganie świata w danym momencie. Nie mam zamiaru tych czynników ani wymieniać, ani nawet identyfikować, bo jest to raczej niemożliwe, a już na pewno niepotrzebne w kontekście tego wpisu. 

Błędy popełniamy różnego kalibru, oczywiście stosownie do panującej sytuacji. Bo przecież, czym innym będzie napisanie 2+2=5 podczas nauki, czym innym na sprawdzianie umiejętności, a czym innym na egzaminie rozstrzygającym, co dalej z naszym życiem się stanie. Opłata za owe błędy jest stosowna do ich kalibru. Tak więc wyczucie czasu w popełnianiu błędów w życiu jest bardzo ważne, aczkolwiek na pewno pewnych decyzji nie da się podjąć w zupełnie innym czasie. Niektóre decyzje podejmujemy tylko raz w życiu. Ja w swoim życiu spieprzyłem kilka takich najważniejszych decyzji. W sensie, z dzisiejszej perspektywy, uważam, że wybrałem źle. Za 10 lat mogę uważać tak samo, a może być zupełnie przeciwnie. Oczywiście można filozofować, że gdybym był wybrał inaczej, stałbym się innym człowiekiem, z innymi doświadczeniami, w innym miejscu i stanie psychicznym czy ezoterycznym*. Ale jakim (człowiekiem) - nie wiadomo, jednak jest taka świadomość, która podpowiada, że było by lepiej podjąć decyzję przeciwną. Uważam, że każdy mniej-więcej podświadomie wyczuwa swą rolę we wszechświecie i stara się iść po pewnej ścieżce, w granicach pewnej życiowej losowości. Jednak jeśli się z tej ścieżki zejdzie, bardzo trudno odnaleźć ją ponownie. Niektórym się udaje, inni po jakimś niezbyt określonym czasie odchodzą. Co dalej, w gruncie rzeczy zależy od poglądów związanych z religią, duchowością, generalnie ezoteryką i tym podobnych. Ja też swoje mam. 

Zgubiłem swoją ścieżkę kilka lat temu, z powodu jednej decyzji. Co nie znaczy że popełniłem tylko jeden życiowy błąd. Nie powiem co to było, bo jest to dla mnie zbyt ważne. Co mogę powiedzieć, to fakt, że decyzja ta podcięła mi skrzydła tak, że nie jestem wstanie się podnieść do teraz. Nie potrafię odłożyć swoich lęków, swego brzemienia, swojego poczucia winy i zacząć jeszcze raz dążyć do znalezienia mojej ścieżki. A próbowałem wielokrotnie, za każdym razem trafiając na mój własny prywatny mur, którego przejść nie puki co nie potrafię.. Od trzech czy czterech lat nie potrafię nawet do tego muru podejść, a co dopiero go pokonać. A mur ten przy okazji powoduje inne zniszczenia w moim życiu. Gdzieś po drodze mocno przybladło we mnie metaforyczne światło chęci dążenia do czegokolwiek. Również do znalezienia tej niemal mistycznej, ulotnej życiowej ścieżki. Ono się cały czas tli. Czasami świeci jaśniej, gdy coś się udaje, ale to są takie piękniejsze chwile w bezmiarze ciemności.

To blade światełko, to jest nadzieja. Jesteśmy tak zaprogramowani, żeby tę nadzieję mieć, pielęgnować, szukać jej, może nawet dzięki niej żyć. Człowiek który traci nadzieję, swoje ostatnie światełko, zwykle podejmuje decyzję o zakończeniu życia. Dygresja: Choć wydaje mi się, że większość ludzi odbiera sobie życie ze strachu, a może z kombinacji tych dwóch raczej przeciwstawnych doznań. /koniec dygresji. Wracając do nadziei. Nadzieja potrafi być potężną bronią, potrafi być chęcią życia, a nawet jego sensem. Potrafi pokonać strach lub nawet kilka strachów. Nadzieja jednak nie naprawia błędów z przeszłości. Choć czasem dla swych celów stwarza taką ułudę. I to jest w kontekście mojego wywodu dobre. Owa nadzieja, daje poczucie, że da się odrobić straty, poczucie, że na nic w życiu nie jest za późno (oczywiście w pewnych granicach określających rozwój ezo-psycho-fizyczny człowieka). Myślę, że jest to również jest pewne złudzenie budowane przez nadzieję. Troszkę naginanie faktów. Ponieważ tak, czy inaczej, człowiek w każdym momencie jest sumą swoich wszelkich doznań (każdego typu jaki przyjdzie nam na myśl) i tak jak mówiłem, nie da się cofnąć / wymazać czegokolwiek czego się doświadczyło. Nawet jeśli masz możliwość cofnąć się w przeszłość by zmienić pewne decyzje, to i tak wiesz, które to muszą być zmienione, bo doprowadziły cię do punktu, w którym chcesz by były zmienione….

p.s. 
Wiem, że urwałem w połowie wywodu, ale na ten moment uważam, że powiedziałem wystarczająco sporo, żeby zrobić sobie przerwę. Nie obiecuję też, że będzie ciąg dalszy. może będzie inny.

Nie chciał bym, żeby ktoś sobie pomyślał, że to jest jakiś mój manifest przedsamobójczy, próba wyjaśnienia czegokolwiek czy coś. Bo zdaję sobie sprawę, że takie teksty mogą być postrzegane właśnie w taki sposób. Zapewniam jednak, że moje światełko pomimo delikatnego tlenia się, ma się całkiem nieźle i gasnąć nie zamierza. Chciałem po prostu wyrzucić z siebie kilka dość ciemnych myśli, może po prostu się wygadać. A może tylko (aż) nie wiem jak ruszyć z miejsca i jest to jakiś kolejny sposób, próba, która może się powiedzie, a może nie, albo choćby wskaże drogę.

p.p.s A co jeśli popełniłem te błędy, bo taka jest moja ścieżka i tego właśnie mam doświadczać, a życie które bym chciał toczyć, na niej nie leży? To by dopiero był słaby temat…

*pod pojęciem ezo, ezoteryczny mam na myśli wszelkie doświadczenia duchowe, łącznie z religią. Którąkolwiek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz